poniedziałek, 10 grudnia 2012

Nowy adres

Znów

Koniec.Z blogiem.Najłatwiej jest założyc nowe konto na gmeilu i nowego bloga...zamiast dokupowac przestrzeni i to nie z oszczędności...bo próbowałam ale kartę moją bankomatową mi odrzucało w systemie itp...więc założyłam nowego bloga znów...
niedługo dam znac co i jak...i gdzie mnie szukac:)

Pytanie

Czy kiedyś skończyła wam się pamięc na gmeilu?bo mi chyba tak...Trzeba dokupic...mieliście z tym do czynienia...Bo nie wiem jak i co mam zrobic...a przez to żadnych fotek już nie mogę umieszczac na blogu...:(

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozmowy kontrolowane

G.-mamo,ja chce jeszcze orzechy!obierz mi!
ja.-idź do taty...
T.-ja ci nie obiorę...
G.-mamoooo!
Ja.-Gabrysiu ja też nie,bo nie mamy dziadka do orzechów,się zepsuł...
G.-no to zawołaj go...

G.mamo!zrób mi frytki!
Ja.-Gabrysiu,frytki jadłaś wczoraj nie można codziennie ich jeśc,bo będziesz miała dużą pupę...
G.-taką jak ty?
:/

Wracając z jarmarku świątecznego...Gabrysia w samochodzie z tyłu wsuwając fryty z macdolca mówi:
-Tato,nie jedz tak szybko...bo wiesz ja nie boje się pana policjanta,że nam manadat wlepi...tylko jak tak szybko jedziesz to ja się boje,że mi wszystkie frytki powypadają...

Rozmowa wieczorna.
Ja.Gabrysiu jutro jedziecie do planetarium tak?
G.tak pani nam mówiła...
Ja.A mówiła czym pojedziecie,pewnie autokarem?
G.Nie wiem czy autokrarem czy samolotem,ale chyba samolotem bo my przecież tam gwiazdy oglądac będziemy...
 

wtorek, 27 listopada 2012

Nocka po nocce

hardcore nadal trwa.Wróciłam z nocki i idę na nockę...
Tam zakładam słuchawki na uszy i zmieniam się w maszynę...sortującą.Wyłączam się bo ludzie są okropnie nieprzyjaźni...i to mnie boli najbardziej...bo obok pieniędzy drugorzędną nader ważną sprawą jest atmosfera w pracy...a ta jest fatalna...Traktują człowieka jak wroga...albo bardzo pretensjonalnie...oczywiście się wysługują...gdyby nie osoby wraz ze mną przyjęte gęby nie miałabym do kogo otworzyc...
Czas biegnie w zwolnionym tempie...tony przesyłek przerzuconych przez ręce,a minuty...wolniutko wolniusięńko sobie pełzną...
Oczy...ledwo otwieram...jestem jak przeciągnięta przez imadło...taka wymiętolona i zużyta...czerwone krwinki w gałkach ocznych uśmiechają się do mnie co dzień  z lustrzanego odbicia...
Gardło zainfekowane...przeziębienie zaatakowało krtań...ledwo mówię...głos jak przepita żulica.
W głowie wizja Świąt...które kocham i czekam na ten czas z upragnieniem...prezenty w głowie również,pomysły się rodzą...
Dzieci grzeczne...Gabrysia w domu-kaszel...Amelia się trzyma...kochane są ostatnio...lubię do nich wracac...
Szukam pozytywów...moja skłonnośc do narzekania tłumi to co dobre.Więc teraz dla równowagi będę też...mówic o tym co dobre,doceniac to co mam...

Tak czasami narzekam na te moje dzieciaki,na życie i na brak czasu dla siebie...bo to wszystko nie jest łatwe...bo człowiek mierzy się sam ze sobą i czasem nie daje rady...zwłaszcza w pojedynkę.
Ostatnio jednak utkwiła mi scena z pewnego serialu...i mimo,że to tylko film przecież miliony takich sytuacji mają miejsce w realnym życiu...
Kobieta straciła w wypadku samochodowym,synka i męża...ocalała jedynie córeczka...kiedy jeszcze żyli,a lekarze próbowali ratowac ich życie,poinformowana o całej sytuacji zapytała...
-przy kim mam teraz byc...kto odejdzie pierwszy?
A później gdy już było po wszystkim i siedziała przy swoim martwym synku,w rozmowie z pielęgniarką opowiadała...o przeszłości i przytoczyła właśnie owe sytuacje,gdzie tak bardzo brakowało jej czasu dla siebie,by móc usiąśc z książką w fotelu...nie mogła tego zrobic....
a teraz już może....
Czym jest w takiej sytuacji książka...i czas...sam na sam ze sobą...?
Wiem,że nie można generalizowac...ale trzeba też doceniac to co się ma....na prawdę...
Szukac tego czasu dla siebie...bo każdy tego potrzebuje...ale nie obwiniac za jego brak najbliższych...
Ja czasem to robiłam...

niedziela, 25 listopada 2012

Prawda w piosence

Jak dzieci trafnie potrafią ując pewne sprawy...jak dobrymi są obserwatorami...
Dziś gdy suszyłam w łazience włosy słyszę jak starsza podśpiewuje...

-tata wypije sobie chętnie pyfffko...a mama musi prasowac,i ciężko pracowac....lalala....a ja idę na bal...

ot...nic dodac nic ując....całe sedno:))

czwartek, 22 listopada 2012

Rasizm

Nigdy nie byłam rasistką.Wręcz przeciwnie,uważam się za osobę niezwykle otwartą i tolerancyjną.Ba!Ciemnoskórzy podobają mi się...ostatnio jednak zauważyłam,że Gabrysię bardzo inetresuje odmienny kolor skóry,i jasno go komentuje-murzyn-mówi.Nie bardzo mi się to podoba choc niby słowo normalne ale w jej głosie zauważa się jakąś złośc...i niechęc.
Bardzo jest wyczulona...nie wiem dlaczego bo kontaktu z tego typu odmiennością nie ma w ogóle.Stwierdziła nawet,że nie lubi murzynów.Tłumaczę,że nie ważny jest kolor skóry ani w ogóle wygląd człowieka,ważne jest czy jest dobry,grzeczny i miły...i że trzeba wszystkich ludzi szanowac.Wiem,że słowo rasizm jest przesadzone,ale w głowę zachodzę skąd jej się wzięło takie rozumowanie?

poniedziałek, 19 listopada 2012

Lutka




Po wekendowo-wszyscy żyją

Otóż wekend jak zawsze urozmaicony...tym razem serią wypadków i nieprzyjemnych zdarzeń...na szczęście bez większych ofiar...
Zaczęło się w sobotę...
Meluta spała...Gabrysia jak zawsze nie zwracała na to uwagi latając,tłukąc się i wrzeszcząc...nagle coś spadło,huknęło...mela się podniosła z wózka i bęc plackiem na twarz...Krew z nosa poszła i dwie godziny ryku...bo się dziecko rozżaliło,poza tym niedospane...
Na szczęście nos cały...
Nie minęło dużo czasu...jak matka zajęła się w późne popołudnie zagniataniem ciasta na jabłecznik...ojciec na straży,wyszedł z pokoju na moment by najmłodszej zrobic piciu...nagle łup...i płacz straszliwy.Mały alpinista wlazł na krzesło z krzesła na stół...a ze stołu frrruuu,o podłogę gruchnął...Mąż poleciał...przytargał malucha...a z dzioba krew ciurkiem ciekła.
Wargę przegryzła...na szczęście zęby wszystkie...
Matka o 19.00 zdąrzyła upiec ciasto jak okazało na następny dzień okazało po raz ostatni w naszym obecnym piekarniku.Rano gdy małżonek śniadanko przygotował,zawadził leciutko o szybę piekarnika i ta poszła w drabiazgi.Szkło rozsypało się po całej kuchni...Nie wiem jakim cudem,przecież takie szyby powinny byc bezpieczne...powinny popękac a nie rozsypac się w drobny mak...Także zostałam chwilowo bez piekarnika...
Grunt,że wszyscy cali:)

sobota, 17 listopada 2012

Ząb

Czy to możliwe,że 15-miesięczne dziecię ma już w dziobie zęba numer 5?Jestem w szoku...w ogóle jej zęby idą nie w tej kolejności co trzeba...po jednej stronie paszczy...i w ogóle to panna niechętna do otwierania buźki by sprawdzic co tam się dzieje...No ale wczoraj sprawdziłam i jest 5...jak byk...
Znów nie chce jesc...zęby...

środa, 14 listopada 2012

O tym i o tamtym

Dziś nocka.Jutro też...a potem dopiero we wtorek.Se odpocznę.Chciałabym zaplanowac coś dla całej naszej czwórki...ale pomysłu brak...
przeraża mnie wizja dzisiejszej nocy...po ostatnim stereo dziewczyn...czemu się budzi młoda to wiem,ale starsza...może coś przeżywa...?Martwi mnie...i smuci...

A jest taka mądra,aż mnie zadziwia czasem...
Gramy w "Myszkę"Gabrysia widzi małego ptaszka i dużego...po czym stwierdza..
g.-wiesz to pewnie jest dziecko a to mama...
ja-a skąd wiesz,może to tata?
g.-nie,zobacz on ma takie błyszczące ładne oczy...to na pewno mama.Mamy są ładne.
ja-a tatusiowie nie?dlaczego?
g.-nie,bo mają takie brzydkie,szorstkie brody...


innym razem...
czytam bajkę na dobranoc...
g.-mamo zobacz,a ten pan jest przypalony.
ja-to murzyn.
g.-nie,tata wczoraj powiedział że on jest przypalony bo ten smok tak na niego zionął ogniem...
roześmiałam sie w głos...a ona  rzekła
g.-czemu się śmiejesz ze mnie,tata tak powiedział to z niego się śmiej...


wtorek, 13 listopada 2012

Nieprzystosowana

do życia.To ja.Naprawdę.Co raz częściej dochodzę do takiego wniosku.Nie radzę sobie emocjonalnie z ciężarem życia...sprawy dla niektórych błache dla mnie urastają do rangi problemu i nieszczęścia.Mam poczucie winy wobec dziewczyn,że nie jestem dla nich taką mamą...jaką powinny miec i jaką ja bym chciał byc...nie umiem...wrzeszczę,wymagam...jestem nerwowa,często zmęczona i smutna...
Dołują mnie niektóre blogi...gdzie non stop jest pięknie i sielankowo...gdzie nikt się nie skarży nikt nie narzeka...opisując życie..i swoje relacje...zwłaszcza z najmołodszymi domownikami i w ogóle z ludźmi.Sztuczne...dla mnie,może na pokaz...a może to u mnie jest nienormalnie...poniekąd na pewno...zazdroszczę tym którzy maja spokój wewnętrzny i potrafią cieszyc się z życia...dzieci...
Nie rozumiem siebie-i we mnie tkwi cały problem.Potrzebuje pomocy.Psychologa?

Dziś po nocce wracam.Godz.5.15.A tu co mnie zastało?Aria na dwa głosy.Starszczka od 1.00 nie śpi bo jej się nie chce...a młodsza od 4.00 lata po pokoju.Oddelegowałam małżonka do łóżka starszej,a sama jeszcze w ubraniu położyłam się z nimi dwiema,jedną przytuliłam drugiej dałam rączkę i zasnęłyśmy.
Z tego powodu Starszaczka nie poszła do przedszkola bo spała do 9.00 a ja nie miałam sumienia jej budzic...Natomiast młodsza co by gorsza nie była dziś zastrajkowała i na drzemke południową nie poszła...starałam się 40 minut...po czym stwerdziłam...a lataj mały łobuzie bo to nie ma sensu.
Zapytałam -Melusia,idziesz spac?Ne-odpowiedziała...i koniec.

W pracy ciężko.Ale muszę dac radę.Trzy miesiące.Potem zawsze będę miała szanse powrotu i to na dniówki gdy Melka pójdzie do przedszkola.Godziny ok bo od 7.00 do 14.00,płaca dobra,socjalny...wczasy pod gruszą,13-stki i inne przywileje.Jednak to państwówka.Dlatego tak mi zależy i nie poddaje się...choc bliska jestem załamania.

Z drugiej zaś strony czasem sie zastanawiam co gorsze...praca czy dom?

piątek, 9 listopada 2012

ku rezygnacji

ukierunkowane są moje myśli.Nie daje rady...wczoraj apogeum,roboty full...poza tym z dwójką dzieci,nocki których nie odsypiam...to nie realne,poradzic sobie.I jakkim kosztem?
Jestem umęczona.Zrezygnowana.Pozbawiona chęci do życia.Na nogach porobiły mi się podskórne wylewy...bolą okropnie,i wyglądają paskudnie.
Brakuje mi sił by ogarnąc dom,co doprowadza do kolejnej frustracjii...Nie wiem w co ręce włożyc.Najchętniej spałabym całymi dniami...ale jak?Teściowa kiedy miałam nockę za nocką,wzięła Melkę na 1,5v godziny...co to jest?
Wyłam w aucie jadąc wczoraj do roboty...wyłam...z braku sił...i z niechęci....co do za życie.Praca pracą ale nie za taką cenę bo cierpimy wszyscy...
A Gabrysia wczoraj jeszcze dołożyła mi do pieca...gdy wychodziłam już z domu...zapytała
-mamo,gdzie idziesz?
-do pracy...odparłam
-to idź już,ja się będę świetnie bawic z tatem....
Pękło mi serce....pękło...

wtorek, 6 listopada 2012

Uśmiech za milion dolarów


Pasowanie na żabkę






Pięknie  było jak zawsze a Gabrysia w tańcu z Dawidem-swoją sympatią.

Dycham

ledwo...wyjechana jak bezpiecznik,powiem może nie ładnie ale co tam zap...dol...równy...Czas się dłużył nieubłaganie...10 godzin stania na nogach.Było mi nie dobrze.Haft w tamtejszej łazience zaliczony...W domu,płacz...z emocji...z przeżywania tego wszystkiego...z braku siły...Obolała fizycznie i duchowo...zjechałam nad ranem...Teściowa czekała na mnie...wzruszyła,że się mną przejęła...Na górze cisza...dzieci spały z M.w dużym pokoju...weszłam do nich po cichu i wtuliłam się koło starszej...łza pociekła po policzku...było mi tak dobrze...choc krótko bo godzinka i pobudka bo dziecia do przedszkola trzeba było odstawic...
Udało mi się przespac 3 godzinki.Wstałam trzęsąc się jak osika.w oczach piach...Gdy delirka minęła rozum mi wrócił i zdrowy rozsądek.
Nie jest lekko...ale dam radę...a jak nie dam to też dramatu nie będzie.Ale spróbuje...Wszystko zawsze tak przeżywam...mocno...intensywnie,ze łzami w tle,każdą zmianę i tę dobrą i złą...Potrzebuje czasu by się przezwyczic do nowej sytuacji i tyle.Wypracowac jakiś system...
Poza tym ja narzekaczka...tęsknie za dziecmi...za nocą z nimi...mam poczucie jakiejś winy...wobec właśnie ich...nie jest mi z tym dobrze.Ale wiem,że taka sytuacja mnie nie ominie,czy teraz czy później po tym względem nigdy dobrego momentu na pracę nie będzie...Ciężko jest pogodzic wychowanie dzieci z życiem zawodowym...ze znalezieniem czasu i siły na wszystko,a zwłaszcza dla nich...
Za wysoko chyba stawiam sobie poprzeczkę...

poniedziałek, 5 listopada 2012

Tuż przed

czuje stres...pierwszy raz do pracy po 5 latach przerwy...pierwsza noc bez dzieci...siedzę jak na szpilkach...boje się i już tęsknie:(

niedziela, 4 listopada 2012

....

relaksuje się...

Dialogi

Gabrysia mnie powala.Jest mądra...wiele rozumie,czasem więcej niż mi się wydaje...jej teksty i ton z jakim je wypowiada nie raz powalił mnie i M. na kolana...

M.daj Gabrysiu,teraz ja Ci poszczotkuje ząbki.
G.Tato,a czyje to są ząbki moje czy Twoje...?

G.tato,czy ty w ogóle mnie słuchasz,czy ty masz uszy?

a dziś to mnie wmurowało...

Ja.Gabrysiu ściągnij te rajstopki,zobacz masz prawie dziurkę mama zaszyje nim zrobi sie 
    większa,ubierz dresy...te brązowe.
G.Ja nie chce brązowych,są brzydkie
Ja.ale chodziłaś już w nich wczoraj,nie będziemy brali nowych bo te są jeszcze czyste...ja nie będe 
    prała co chwile.
G.A co nie masz pralki?(z ironią w tonie)
Ja.mam...powiedziałam z zażenowaniem
G.No to pierz...

nooo...oczywista oczywistośc

sobota, 3 listopada 2012

Stan

mój na obecne dni jest straszny...psychicznie nie daje rady,nie znajduje szczęścia w niczym...nie umiem się cieszyc z dzieci z życia wszystko mnie denerwuje i przytłacza.Jestem niemiła,groźna...i uciążliwa dla najbiższych i dla siebie również.Jest mi tak źle ze sobą jak nigdy...co mam zrobic???
Czasami mam wrażenie,że jestem chora...na jakąś straszną chorobę,która zżera mnie od środka...wysysa siły...bo wiecznie jestem zmęczona...a co za tym idzie nerwowa i niezadowolona...ledwo wstanę już nie mam siły...i to nie chodzi o nie wyspanie...
Powinnam zrobic badania ale też nie mam motywacji...tkwię sobie...na tym bezdechu,a życie i piękne chwile uciekają mi koło nosa...jak z tego wyjsc?Kiedyś cieszyły mnie zdjęcia...zakupy...lubiłam coś nowego ugotowac...obejrzec film w telewizji...miałam plany i marzenia...a teraz...nie mam nic...wieczór był dla mnie zbawieniem...uwielbiałam tę ciszę,możliwośc bycia ze sobą sam na sam...teraz też już mi to nie wystarcza.
Najbliżsi obojętni...bo nikt w naszej rodzinie nie pochyla się nad emocjami...nad uczuciami...fizycznie jestem w jednym kawałku...ręce mam,nogi też,wszystko na swoim miejscu czyli wszystko oki...a i ja nie mam już siły mówic o swoich uczuciach...prosic o chwile uwagi   bo nikt nie słucha...a jak słucha to przebiera nogami z nudów...i czeka z niecierpliwością na koniec rozmowy.Sama-samotna...z innej epoki...jakby wciśnięta nie w tę rzeczywistosc...nie ten wymiar...
A może to ja jestem nienormalna?Wszyscy traktują mnie instrumentalnie...
Czynności domowe wykonuje mechanicznie...odruchowo,bez entuzjazmu spełniam zachcianki i zaspokajam potrzeby najmłodszych...ale wszystko to też z wielkim wysiłkiem...
co mi jest?kto mi pomoże...
W poniedziałek do pracy...i to będzie rzeźnia ale nie mam wyboru wierzcie mi...

środa, 31 października 2012

Dobijcie mnie...

W niedzielę byliśmy w ikei,wspominałam-z resztą bardzo udany dzień.Poza rzeczami typowymi dla tego sklepu które kupiliśmy,małżonek na galerii kupił sobie parę odzieży...
W domu trzeba było zrobic miejsce na nie w szafie.Na szczęście mąż jest samodzielny pod tym kontem...ale opiernicz i tak mi się zgarnęło.
Otóż padło pytanie które wbiło mnie w podłogę,a na ustach pojawiła się piana...
-dlaczego nie ścierasz kurzu z wieszaków?

(no dlaczego do jasnej cholery?)sama za chodzę w głowę...

po czym dodał
-przecież jesteś taka porządnicka...

no takkk...i czasu mam fuuullll...


wtorek, 30 października 2012

Dlaczego ona się budzi?

po 20 razy prawie każdej nocy.Ten mój chłop się wykończy...już marudzi i się nie dziwie...Na wieczór micha kaszki,cyc...nurofen na zęby...i co?nic nie pomaga...:(

Zimno






Gabi





Jak śpi młodsza





Nocne układy

u nas to jest chyba nienormalnie...Otóż ostatnio przeanalizowałam nasze układy nocne że tak to ujmę i normalnie jakaś paranoje.
Otóż...istny serial"Melrose Plays"bądź"Beverly Hills 90210"jak kto woli ale co najważniejsze:
każdy z każdym.

Na początku spaliśmy sami-Ja i mąż...
Po urodzeniu Gabrysi również udawało nam się spac tylko we dwoje...czasem w pojedynkę,gdy druga połówka wisiała nad kołyską...przy dziecięciu...Tak było do ósmego miesiąca życia starszaczki po czym zagościła u nas w środku...Takowa sytuacja trwała dwa może trzy miesiące po czym znów spaliśmy we dwoje...z wyjątkiem tego,że zamiast męża obok mnie na stałe już Gabrysia.
Małżonek ewakuował się do drugiego pokoju  twierdząc,że się nie wysypia...
I tak było bardzo długo-i było nam w sumie wszystkim dobrze...Gdy jednak w brzuchu pojawiła się młodsza latorośl...nadszedł czas by Gabrysię przetransportowac do jej własnego pokoju i jej własnego łóżka...tak się stało.Wraz z Gabrysią przetransportowałam się i ja-na materac...a mąż wrócił do łoża...
Po porodzie znów nastąpiła zmiana.Ja do łoża-maleństwo przy mnie lecz w łóżeczku.Gabrysia w swoim pokoiku i w swoim łóżeczku na materacu zaś tata...
Z biegiem czasu Melka wskoczyła do mnie...czasem i Gabrysia też...czyli trójkąt...
A teraz znów zmiana przy odcycowaniu nocnym...Tata wrócił do łóżka...i dzieli je z Amelką.
A ja na materac przy Gabrysi...Zapewne jeszcze nie jedna zmiana przed nami...ale wierzę,że jesteśmy już tuż przed końcem drogi do celu jakim jest spanie młodszej ze starszą w jednym pokoju...a później każdej w swoim,a my na starośc wrócimy do siebie,tak jak Bóg przykazał,tylko czy będziemy potrafili ze sobą wytrwac?:)

Nienormalne?Wydawac by się było.Choc ja akurat należę do tych matek które nie wstydzą się mówic o tym,że lubię spac z dziecmi...i nie wiedzę w tym nic złego...może to niewygodne,może jest czasem ciasno ale kiedyś i tak to minie...a ja pewnie jeszcze zatęsknię za małymi gołymi stópkami...pod wspólną kołdrą...

A obecnie Amelia nadal z tatem...nie jest lekko ale nie ma godzinnych ryków w nocy,jak zakładałam.Cyca daje w dzień 2 razy bo nie chce od razy pozbawiac jej wszystkiego.W nocy zero,ze względu na tę moją robotę...ale budzi się powiedzmy naście razy tylko potrafi w miarę szybko zasnąc...Pytanie dlaczego się budzi?Wszystko zwalac na te zęby...?


niedziela, 28 października 2012

Światełko w tunelu

Noc.Ameli z tatą.8 razy się budziła.Podniosła głowę,zapłakała...położyła się...pupa w górze i zasypiała.Bez większych akcji,ryków czy dramatów.
Nasza pierwsza noc bez cyca.Moja pierwsza prawie przespana w całości...i piękny niedzielny poranek...Jak nigdy u nas w niedzielę.
Dzieci usmiechniętę,dreptające...chichoczące,my uśmiechnięci i mili dla siebie...
śniadanko-jajeczniczka ze szczypiorkiem.Pełna symbioza...Aż się wierzyc nie chcę...że to możliwe.
By szczęściu jeszcze dopomóc południowy wypad do Ikei sam na sam z małżonkiem...zakupy udane...z dziecmi babcia.ech...
Boje się...bo upadek z tak wysoka będzie bolesny...

piątek, 26 października 2012

Dramat

Jestem przerażona.Jestem jak cień.Wczoraj pierwsza noc Amelusi tylko z tatem bynajmniej do 2.00 w nocy...Chcieliśmy sprawdzic jak to będzie gdy mnie nie będzie i cyca...Otóż katastrofa.Ja oczywiście nie spałam,nasłuchiwałam...nie mogłam się odnalezc...czułam się fatalnie.Ryczec mi się chciało i ryczałam.Odsunięta.Słyszałam jej płacz...nigdy tak nie płakała...a serce jakby mi nożem kroili.W użyciu picie,mleko modyfikowane...nawet nie chciała wziąc do ust.Płacz przeokrutny.Czuje się strasznie.Skapitulowaliśmy.Oboje.Nie wiem co robic?Nie wiem...Czuje strach i bezsilnośc...poczucie winy i rozłąki...
Może zrezygnowc z tej pracy...może nie powinnam...Ale chodzi o pieniądzę...sytuacja na zmusza.Ale czy warto?Za jaką cenę.
Jako matka czuje się źle...jako człowiek...też...Nie wiem co mam robic...Jaką decyzje podjąc by nikogo nie skrzywdzic...by jej nie skrzywdzic...
Konsekwencja wiem...przecież nic jej się nie dzieje?Czyżby...Wykończę się...

sobota, 20 października 2012

6.30

Godzina 6.30.Sobota.
Ojciec wchodzi do pokoju...budzi młodszą...starsza już dawno na nogach...Ja piana na gębie.Gorzej niż w powszedni dzień.Jeszcze człowiek dobrze oczu nie otworzy,a już czuje wkurwienie...i myśl o całym takim dniu dobrowadza do paniki i szału.Czasem mam dośc swojej rodziny.I to uczucie jest z drugiej strony straszne.I wstyd mi nawet,że tak myślę ale tak po prostu jest...
A może to we mnie tkwi problem?może to ja nie nadaje się do życie w rodzinie...Nie wiem.
Poranek z koszmarów...zakończony wybuchem bomby-czyli mnie...
Po dzisiejszym poranku wiem na pewno,że nie chce miec nocki w piątek...bo złudna jest przekonanie,że jak w sobotę jest M.to se odeśpię...

piątek, 19 października 2012

Nowa lektura starszej





Gabrysia uwielbia Nusię...A ja uwielbiam te ilustracje...

Z cyklu-remonty




Kolejny etap-elektryka-zakończony.

Klucz


Pierwszy klucz do naszego domu...stare drzwi strychowe zamontowane to i taki klucz:)

Są takie dni...

że miałabym ochotę odstrzelic sobie głowę.Oczywiście mam na myśli siostry w akcji.I wczoraj był jeden z takich gorszych dni w których to modlę się o łaskę cierpliwości by zalała moje zbolałe wnętrze.
Gabryśka od przyjścia z przedszkola była nie do zniesienia.Wszystko na nie.Nie grzeczna,nawet na placu zabaw...jakby diabeł jakiś ją opętał.Amelcia wcele nie była dłużna.Z resztą bardzo naśladuje gabkę.Czerpie z niej inspiracje...wiadomo.
W domu ryk za rykiem.W ruch poszły łapki...
-Gabrysia szuka coś w szafie,Mela zatrzaskuje drzwiczki prosto w paluch starszej.Ryk...Starsza klepie młodszą z odwetu po głowie.Ryk...
-Gabrysia dorwała album ze zdjęciami...ogląda Mela podchodzi wyrywa...jedna drugiej...ryk...łapki...poklepywanie,odpychanie...walka trwa.
I tak bez końca można wymieniac wczorajsze scenki między-siostrzane.Nie muszę chyba dodawac że poziom decybeli przekroczył zdecydowanie dopuszczalną normę...dla moich uszu.
Na to wszystko przyszła ciocia Kasia...odnośnie telefonu z propozycją pracy...bo to w sumie z jej polecenia machina zatrudnienia ruszyła.
Popisuwa jaką dała Gabrysiowa przekroczyła wszelkie normy więc z rykiem powędrowała na karne krzesełko na cztery minuty...Mały gnuśnik...też się nakręcił...i nie mógł przestac ryczec,także rozmowa owocna...pełna dodatkowych atrakcji w tle.
Na koniec dnia tuż przed kolacją usłyszałam...od Gabrysi-to zbije Cię...To była kontra na moje...Gabrysiu jak się nie uspokoisz to mama nie poczyta bajki...łza pociekła po policzku...ale cóż dziecko-dzieckiem...wiadomo...jeszcze zapewne nie jedno się usłyszy...:/
Ostatkiem sił cierpliwości...wytłumaczyłam...co się dzieje jak"się zabije"...co to znaczy,oczywiście ogródkami,że mamusi by już nie było...itp.itd...nie wiem czy zrozumiała,natomiast przeprosiła...ech...



Telefon

Dzwonili.Praca jest...
Na 3/4 etatu.Czyli 3 nocki tygodniowo.Na 19.00-5.00...

środa, 17 października 2012

Jak to będzie?

Ostatnie dni upływają jakoś dziwnie.Mam poczucie jakiegoś zawieszenia,oczekiwania na"coś"...strach miesza się z zaciekawieniem...ze smutkiem i radością...
Rano w głowię jedno-damy radę!
Im bliżej wieczora myśli odchodzą w zupełnie inną stronę,w oczach pojawia się panika i stres.Czuje się jak przed drugim porodem...A to przecież tylko praca.
Mieszane mam uczucia.Jakoś sobie tego wszystkiego nie wyobrażam.Patrzę na te moje dzieciaki późnym wieczorem,gdy już śpią,a miny mają takie słodkie i myślę sobie...wyrodna matko!Chcesz je zostawic...i iśc do roboty...w nocy...a jak się obudzą jak będą płakac...jak...itp.itd....W głowie sto tysięcy scenariuszy...
Rano wstaje i myślę.No Halo!przecież zostają z ojcem nie z obcym...dwie noce w tygodniu no może trzy...na dole babcia...ale wiadomo...martwię się...bo to jednak duża zmiana.
CV złożone... a może mnie nie przyjmą....

poniedziałek, 15 października 2012

Porównanie sióstr


Rodacy do pracy

Najprawdopodobniej od 5.listopada zaczynam pracę.Sama jeszcze w to nie wierzę...i sama nie wiem jak to wszystko pogodzę-pogodzimy...jak sobie poradzi Artek.
Praca na nocki...Pracodawca Poczta Polska.Na pół etatu bądź 3/4...kwestia dogadania.
Kasa całkiem niezła...no i firma ok.Wiadomo to nie jest praca marzeń...ale państwówka.Lepsze to niż orka u prywaciarza...Zobaczymy...
Najgorsze,że Amelka się budzi w nocy no i cyc...Nie wiem przeraża mnie..
Od dziś będzie z nią spał Artek...w celu seperacyjnym..

sobota, 13 października 2012

Zmiany

Szykują się już nie długo.Wielkie.Pytanie,czy podołamy?
Ale o tym za niedługo...

Stacja benzynowa i wtopa roku

Aż strach wspominac wczorajszy dzień.Aż wstyd pisac o tym co się stało...ale tak było...Od rana wszystko szło nie tak...
Małżonek w domu.Urlop.Ja odwiozłam starszą do przedszkola...Wszystko pięknie,ładnie...mały krasnal wesoły dzierżacy  w rączce muczącą krowę z racji piątkowego dnia zabawek...
Maszerujemy w stronę przedszkola.Tam rozbieramy się...tuptamy do sali...
Gabrysiowa wchodzi,idzie do dzieci...
Ja chwile stoję rozmawiając z wychowawczynią jak gdyby nigdy nic,i nagle jak grom z jasnego nieba Gabrysia zaczyna akcje...niewinnie...od prośby-mamo daj mi gumę.
Ja na to,że nie mam zostały w ucie.Dziecię słysząc tę wiadomośc osuwa się po ścianie do parteru i zaczyna wyc...Ja patrze na nią ze zdumieniem...i pustką w głowie...
Pochylam się nad nią tłumaczę,że dam po południu,jak przyjadę...nic nie pomaga...jak grochem o ścianę.
Nadal wyje.Proszę,obiecuje,szantażuje...daje cukierka wyszperanego w pośpiechu z kieszeni...chwila ciszy...powoli się się wycofuje.Jestem już na korytarzu z myślą by włączyc piąty bieg...i nagle słyszę jak wylatuje Gabrysiowa z rykiem-mamooooo!!!
Kucam,tłumaczę,przytulam...nie rozumiem,co ją napadło.Biorę za rękę i
prowadzę...z powrotem do sali...a pani siłą ją ode mnie odbiera...the end.
Straszne uczucie.Nie jestem doświadczona w tej kwestii bo jako maluszek nie było takich problemów,bynajmniej nie na taką skalę...a tu oooo!!!Rozbita tym zupełnie z jakimś dziwnym kacem moralnym wsiadłam do auta.Jadę na zakupy.
Po drodze zajechałam na stację benzynową bo rezerwa się zaświeciła,i małżonek kazał zalac bak,mówiąc jeszcze-zalej lepszego,bo ostatnio akumulator szwankował,,,to dostanie kopa.I weź kubek z promocji na schellu.OK.Mąż kazał,sługa musi.
Zatankowałam...z czerwonego dystrybutora...za 140 zł...coś mi za drogo wyszło no ale kazał lepszego i to 20 litrów...więc...hm.Zapłaciłam.
Wychodzę,i wtem podjechał obok duży czarny wóz...wysiadł z niego jegomośc...równie w czerni,okulary...takie mafijne klimaty...spojrzałam,on też...po czym krzyknął do faceta ze stacji-do pełna...
Spuściłam wzrok wsiadam do auta nagle kontem oka widzę,że ktoś podchodzi i nachyla się... zagląda do mnie...ON...
Po czym mówi-musiałem do Pani podejśc,gdyż na tej stacji benzynowej pani wygląda zjawiskowo...,i wręcza wizytówkę.Jan jestem a Pani?
ANNA-wydusiłam...mocno zszokowana...
Przyznam,że nie wiem co dalej mówił gdyż trwałam w jakimś sołupieniu...
Na marginesie,że też ludzie mają gust...ja ulizana...w kucyku muśnięta zaledwie fluidem w dodatku nie równo...bo na szybkiego z rozdartą kieszenią w kurtce,a tu proszę...
Przerażające i przyjemne.Lekko dowartościowana ruszyłam na zakupy.W drodze powrotnej nic nie wskazywało,że coś mnie jeszcze spotka....
A jednak.Autko na środku drogi w czasie jazdy zdechło...zapalając wszystkie możliwe kontrolki...dobrze,że mózg mi nie zdechł...i koordynacja nie zawiodła...zdążyłam zjechac na chodnik gdy samochód jeszcze się toczył...Odpalam,chechła...chechła i dupa...
Akumulator padł na pysk,myślę sobie.Nic,dzwonie do M.
Oczywiście zrypana przez niego jak pies,bo zawsze jak ja biorę auto to coś się dzieje...urwałam rozmowę odburkując,że wrócę autobusem...
Awaryjne włączyłam,sto toreb pozbierałam,trzasnęłam drzwiami i na uginających się pod ciężarem nogach chodu na przystanek...Na przystanku znów dzwoni M...oznajmiając,że zaraz przyjedzie do mnie Artur-nasz pan od remontów,który teraz zahaczył się u sąsiadów,wracaj do auta...dodał.
No to dawaj torby w łapy i z ozorem na wierzchu z powrotem...
Przyjechali-scholowali...
W domu...zupełnie przez przypadek segregując śmieci w portfelu w ręce wpadł mi paragon ze stacji...I nagle zdębiałam...zimny pot zalał moje plecy.Otóż ja zamiast disla nalałam benzyny...wyobrażacie sobie?Taką wtopę...no przecież kretynka do kwadratu.
Wyleciałam jak z procy i dre się do męża...który był na podwórku,przyleciał w podskokach bo myślał,że coś z Amelką...
Ekstra niusa którego mu sprzedałam przyjął o dziwo ze stoickim spokojem.Z kolegą odprowadzili auto do warsztatu.Na szczęście czyszczenie nie było drogie 300 zł...ale sumienie...moje w rozsypce...No i moja wewnętrzną wartośc którą podbudował pan z czarnego samochodu,padła na twarz w oka mgnieniu.Łeb pękał od ciśnienia które skoczyło nader wysoko...myślałam,że eksploduje.No i ten wstyd...ech!Głupia baba.
Na szczęście wieczór okazał się kojący.Zabrałam Gabrysię i poszłyśmy do sąsiadki...dzieciaki się bawiły a my obaliłyśmy butelkę czerwonego winka własnej roboty.Z Amelajdą został natomiast łaskawy mąż...



Moja piękna młodsza



Czarno białe




czwartek, 11 października 2012

Uzębienie

Wygląda tak...
jedynki-4
dwójki-3
trójki-1
czwórki-4

Sen-nie dla wszystkich

Ostatnio nam nie sprzyja-wszystkim...i o ile Amelkę potrafię zrozumiec to dlaczego się budzi czterolatek?Nie wiem...Do trzeciego roku Gabrysia spała różnie.Potem było ok,długi czas się w ogóle nie budziła,gdy Amelcia przyszła na świat.Teraz jej  się za to cofnęło,o co chodzi?
Budzi się notorycznie prawie każdej nocy...boi się?Twierdzi że tak,ciemności...świecimy małą lampkę ledową i nic nie pomaga.Jak jej pomóc,nie wiem,ale staje się to dobijające,przyznam.
Wiem,że to minie ale na obecny stan wykańcza mnie...
Młodszej idą trójki...ryczy,i oderwac od cyca się nie chcę.A tamta też beczy...na zmianę.
Boże jakie to straszne uczucie kłaśc się do łóżka z tak wielką potrzebą snu,i z równocześnie wielką świadomością że gówno z tego będzie...za przeproszeniem...
W dzień nie masz człowieku spokoju,w nocy również.Jak tu utrzymac się w pionie...jak się cieszyc...uśmiechac...no jak???

niedziela, 7 października 2012

Dno goni dno

wekend koszmarny...padam...Małżonek wyjechał rano w sobotę do Torunia na żużel...ja zostałam sama i z zazdrości nabuzowana chodziłam przez cały dzień...
dlaczego on może,a ja nie?Uwiązana na dośc krótkiej smyczy do bachorków-potworków...nic mi nie wolno....
Wyc mi się chciało i wyłam.Wiem nie pedagodiczne-bo przy dzieciach...ale już nie mogłam.Wszystko we mnie pękło...i uszło...a że nie mogę wyjśc,czy nawet się schowac bo i tak mnie znajdą...wyłam przy nich...
Jestem znudzona,jestem zmęczona...i wredna...
Dziś niedziela,małżonek struty-wiadomo,podróż,piwo...zrobiło z nigo wór...dogorywa.A ja...mnie się nie należy...
Czuje że sobie nie radzę...Ratunku!!!

piątek, 5 października 2012

Ogólnikowo

Wpadam raz na jakiś czas by cóś skrobnąc ku pamięci.Chciałabym częściej ale jakoś ze względów czasowych lub zmęczenia materiału jest to niemożliwe...
Co u nas?
Grunt wszyscy zdrowi.Choc w przedszkolu szaleje angina.Moja starsza latorośl dzielnie się trzyma.Na domiar anginy Pani dziś wywiesiła informacje,że również wszawica się pojawiła...i automatycznie wszystko zaczęło mnie swędziec...
No cóż,mając dzieci wszystkiego można się spodziewac,w wieku 32 lat przeszłam wiatrówkę to i wszy też mogę...Ale tak na serio oby nas minęło to paskudztwo...

Dziecię starsze maszeruje do przedszkola choc czasem nie chętnie,z racji oferowanych zajęc dodatkowych Gabrysiowa uczęstrza do:
klubu małego artysty-zajęcia teatralno-muizyczno-taneczne...
na język angielski
tańce-początkowo nie zapisana...wymusiła,no jakże chodzic chce...
W zabawie ogólna zgoda z siostrą...można powiedziec nie jest źle.
Bajki zaczęła oglądac,o dziwo-dotychczas mało ją interesował telewizor...potrafi usiąśc przy laptopie  i wczuc sie w akcje...z słuchawkami na uszach by mały wyjec nie zakłucał oglądania.
Faza ludzikowa trwa.Domek...ludki pleymobill-ukochane.Gada...ustawia...odgrywa scenki rodzajowe.Bajki na dobranoc-czytane rzecz jasne-mus.

Młodsze dziecię kumate nader bardzo.Tańczy,śpiewa-po swojemu,naśladuje...rozrzuca z upodobaniem wszystko co jej wpadnie w łapki...wszędzie...
gryzie,szczypie-mnie.Nadal na cycu.Czego mam już powoli dosyc.Śpi nie najlepiej,ale moje dzieci chyba mają tak we krwi.Ząbkuje...wyje...Uwielbia huśtanie na huśtawce,zjeżdżalnie i dzieci...bardzo kontaktowa i towarzyska.

Remont.Trwa i trwac będzie zapewne długo.Obecnie od dziś Panowie od eletryki weszli...wiercą,drążą...w ścianach przeprowadzając sto tysięcy kabli i kabelków...


niedziela, 30 września 2012

dół

załapałam...
psychicznie nie wyrabiam już...Mam wrażenie,że się kręcę w kółko i nader powtarzam,ale tkwię w martwym punkcie lubo chodzę dookoła i nie jest mi z tym dobrze.
Brak chwili dla siebie.Padam na twarz...bo noce przerąbanie-nieprzespane...jak cień chodzę,wykonuje czynności mechanicznie i spełniam zachciewanki najmłodszych...żygam wręcz tym swoim życiem i potrzebuje odmiany...pracy...wyjścia do ludzi...
Ponad to obarczona jestem problemami rodzinnymi,które ostatnio naszą rodzinę dopadły...jak ksiądz na spowiedzi wysłuchuje zwierzeń i żalów teściowej...zamartwiającą się o szwagierkę i szwagra...bo mają jakieś poważne kłopoty...a któż ich nie ma...?Ale rzeczywiście z dnia na dzień informacje i sytuacja jest coraz gorsza...i też im współczuje...
Dzieciaki w miarę...nawet nie dokuczają zbytnio...ogólnie powinnam się cieszyc bo przecież wszyscy zdrowi,budowa do przodu...zero kredytów,zero długów...super a jednak jest mi źle...Jesienna deprecha?czy cóś...

środa, 26 września 2012

Wenus z Milo


Po



przedszkolu robimy w piachu.Czasem muszę obiecac,że pójdziemy zaraz po,na plac zabaw...bo ostatnio Gabrysia ma kryzys przedszkolny.Nie chce chodzic i już...Więc gdy jest tylko pogoda jest i plac zabaw,a później lody-które ostatnio pokochała:)Poza tym korzystamy z pogody...

Kreatorem byc


mody rzecz jasna.Przedszkolny pokaz eko-mody w tym tygodniu.I oto nasze dzieło...
suknia,torebka korale...
Dzięki Bogu że ktoś wymyślił takie sprytne urządzenie jak zszywacz.:)

Wieczorem tuż przed snem słyszę:
-mamo,wiesz ale śliczną tą sukienkę mi zrobiłaś...

ooo,i dla takich chwil warto byc mamą...:))

sobota, 22 września 2012

Życie w stadzie

Bywa ciężkie...jak to bywa w stadzie wygrywa silniejszy...co nie oznacza,że największy bo u nas jest jakoś na odwrót...Wygrywają Cie najmniejsi.
Poza tym w stadzie takim jak nasze,czyli wielopokoleniowo-problemowym człowiek musi nauczyc się słuchac,przefiltrowywac informacje...jedne brac do siebie,większośc olewac...wypuszczając w eter...
Głównym punktem informacyjnym naszego stada jest rzecz jasna teściowa...Siec informacyjna...na linii dom Reszków(szwagierka)-Detków...odbywa się głównie za jej pośrednictwem...i na odwrót,oczywiście informacjii tajnych i poufnych...Czy chcesz czy nie musisz słuchac...
Szczerze męczy mnie to jak cholera...i uderza czasem mocno...
Cały czas walczę z tym by nauczyc się dystansu i totalnego luzu wobec takich zachowań ale otoczenie mi tego nie ułatwia.
Non stop poruszane tematy...i wymuszane debaty w sprawach które mnie-nas nie dotyczą...
Na domiar tego ty słuchaczu musisz jeszcze przytakiwac.Broń Boże miec swoje-inne zdanie...bo wtedy i ty jesteś ten zły...