czwartek, 30 sierpnia 2012

o zebach...

Amelia ząbkuje...ciężko to znosimy,i jak u Gabrysi dokładnie wiedziałam kiedy jaki wyszedł...tak melajda w paszczę nie da sobie zaglądnąc...
ale wiem...bo udało mi się ostatnio dojrzec....10 zęboli...jesteśmy na półmetku...

Relacje

dziewczyn...są różne.Kochają się to widac...ale jeszcze bynajmniej dla starszej młodsza nie jest równym kompanem...dlatego nie raz powstają ostre zgrzyty,z resztą zapewne jak w każdym rodzeństwie nie jest różowo,bez względu na wiek.
-mamo,weź ją...wrzeszczy i trzaska drzwiami...bo chce się spokojnie pobawic...!A Ona będzie mi zniszczac...zabierac...
Czasami pozwalam,bo przecież każdy człowiek ma prawo do prywatności,mówię dobrze pobaw się godzinkę sama,ale później otwórz drzwi dla Meli ok?reakcje są różne...buntuje się...
Mi z kolei zdarza się nie dopilowac czasu,zapomnę i to mój błąd...starszaczka wykorzystuje...
jak to powinno byc?ktoś ma jakieś dobre rady...chętnie skorzystam...
Chciałabym nie izolowac ich...wypośrodkowac ich potrzeby...czy to możliwe...



środa, 29 sierpnia 2012

Crazy girls





Urodzinowo

zwyczajnie.Latka lecą.A ja jedyne o czym dziś marzę to cisza.Na moment byc sam na sam ze sobą...nie chce prezentów...chciałabym aby ktoś o mnie jedynie pomyślał,o moich potrzebach,pochylił się nade mną i skupił wyłącznie na mojej osobie...tak mało,tak niewile...a jednak...to tylko marzenia...
Dziś dzieciory wlazły mi na głowę,dosłownie i w przenośni.Starszaczka doprowadziła do furii,i bólu głowy...młodsza zastrajkowała i zamiast ok 12.00 poszła spac o 15.00 spoko...na dokładkę sto pytań,sto życzeń...sto zadań...obowiązków...mamo...mamo....mamo....jak na zdartej płycie...a ja jak motorek,jak króliczek durasella...zwarta i gotowa.

Pod wieczór puszczam w eter ogólne stwierdzenie :
-niedługo wywiozą mnie do tworków,w białym kaftanie...

Gabrysia potem do taty w łazience mówi:
-tato,ja nie chce by mamę zabraly "dworki"...

ehhhh.....

wtorek, 28 sierpnia 2012

Wróciła

Anastazja.Przywitanie gorące.Dziewczyny uściskały się mocno.Tęskniły.Ja też.Cały dzień razem rzecz jasna nie bez kłótni i płaczu.Wspólne zakupy i obiad.Wymiana pierścionków...czułości...miło.Cieszę się,że wrócili.

Ostatnie dialogi.
 w aucie.jedziemy w trójkę z m.do galerii.Gabrysia mówi:
-słuchajcie ty mamo jesteś matką-żoną...a ty ociec jesteś żołnierz...
-raczej mąż...-mówi m.
-Kto?\\

dziś.
-Nastka,a wiesz że w niedziele będą murzynki(znaczy dożynki)

niedziela, 26 sierpnia 2012

Ekipa


Ulubiony sąsiad



Jeszcze nie dawno nie mogli się dogadac...Byc może ze względu na różnicę temperamentów...ale od kiedy nie ma Nastki to Kuba-sąsiad z na przeciwka stał się jedynym i ulubionym kompanem podwórkowych zabaw:)
Także my chodzimy do nich na kawkę,i basen...oni do nas na kocyk,huśtawkę i gruszki:)

Pomarańczka




Co czytamy?


 Nusia...


 Uwielbiamy te ilustracje

 i klasyka


W staromiejskim klimacie







Znów to miejsce.W końcu spełniłam obietnicę.Już dawno mówiłam Gabrysi,że pojedziemy do tego parku.I pojechałyśmy,w sumie do dziadków...a że blisko to musiałyśmy zajśc.Wyciągnęłyśmy przy okazji z domu babcię.Fajny czas.Gabrysia z początku ostrożna po chwili jak ryba w wodzie,odnalazła się w nowym miescu,kolorowym pełnym atrakcji.Cudownie sobie radziła...a ja patrzyłam na nią ze zdumieniem.
Zakochana jestem w niej po uszy.

Lubie wracac w  miejsca ze swojego dzieciństwa...choc tamte chwile zdają się byc tak strasznie odległe,niemalże z innego życia...czasem czuje tamte zapachy i wtedy ciary przychodzą mnie po plecach.Zapach...warzyw z prawdziwego warzywniaka,wspomnienie zakupów z mamą-wszędzie,zawsze z nią chodziłam...Ona sprawna...tylko moja...kochana,ten spokój,i bezpieczeństwo przy niej,słońce,lato...i nic nie robienie...koleżanki,zabawy...powroty do domu,i spokojny sen...tamte myśli które miałam w głowie i marzenia którymi wówczas żyłam...czasami to wszystko wraca...i aż serce ściska.Bo czas tak szybko leci...kiedyś to był mój cały świat,a teraz ten świat wygląda zupełnie inaczej....
Za kilkanaście lat będę z kolei wspominac mą teraźniejszośc na którą tak narzekam...i narzekam...i dzieci małe...bezbronne...moje...będę za tym tęsknic...bo wszystko tak szybko ucieka...

Od trzech dni

Amelajda zaczęła się puszczac...:)jakby to nie zabrzmiało faktem się stało.Rzecz jasna w sensie samodzielnego chodzenia bez pomocy czegokolwiek i kogokolwiek...drepta...coraz dłuższe dystanse,a ja nie mogę się na patrzec.Widok uroczy.Takie małe nieporadne kroczki,na chwiejnych jeszcze nóżkach.Często ląduje na pupie ale wcale się nie zraża,wstaje i dalej drepcze.
Co więcej wspina się wszędzie na wszystko,wysoko zadziera nogę i heja!Umie wejśc na schody,łóżko Gabrysiowej,fortel,krzesła,a nawet stoły przy odpowiednich wiatrach:)Nie można jej spuscic z oczu nawet na chwile.

piątek, 24 sierpnia 2012

Zmroziła krew w żyłach

Amelia.Która łazi...coraz odważniej stawia swoje kroczki...coraz dalej się wypuszcza i wspina....potrafi wejśc nawet  po schodach...a dziś po prostu zaskoczyła mnie totalnie.
Sytuacja.
Ja w kuchni z Gabrysią...siedzimy gadamy,ja przy okazji myje gary...Amelek buszuje..słyszę ją w pokoju starszej siostry włącza co rusz inną grającą zabawkę...słyszę jak pcha plastikowy wózek...co jakiś czas drepcze...raczkuje.Poznaje te dźwięki...
Po paru minutach cisza która wydaje się dziwna...idę by sprawdzic.Wchodze staje w drzwiach i widok mnie powala...
Amelcia stoi na stole i trzymając się ściany obgryza kredkę starszej siostry...którą se wzięła z parapetu...Gadzina jedna wdrapała się na krzesełko,z krzesełka na stolik i jak gdyby nigdy nic stała zadowolona...A mnie serce na moment przestało bic...bo wyobraźnia już tworzyła w mojej głowie obrazy pt.co by było gdyby i wole nie myślec.

Ale Chryste!W życiu bym się nie spodziewała takiej abstrakcji...

Kilka słów z zza światów

Tak się czuje...jakbym był i nie była,tyle się dzieje,a ja nie nadążam...nie ogarniam nie mam kontroli nad niczym...brak czasu by usiąśc na chwile i wszystko opisac...brak słów...weny także.Jestem zmęczona...udręczona ludźmi,dziecmi i całym tym bałaganem.

Remont gna do przodu i właściwie on mnie męczy najmniej...Wiedziałam na co się piszemy,i nic mnie zupełnie nie zaskoczyło.Jednakże ludzie wokoło...ten haos rodzinny doprowadza mnie do obłędu.Mam czasami wrażenie,nie obrażając mego m.że mieszkam z rodziną"klownów"...bo to co się nie raz dzieje to istny cyrk...w którym ja nie chce uczestniczyc a jednak muszę...Sto tysięcy doradców,uszów i tych co za plecami stoją i zawsze wiedza lepiej...i tych którzy liczą nasze pieniądzę...patrzą nam na ręce.Wariatkowo...
Wczoraj był elektryk ,dośc późno...teściowa miała zając się dziecmi.W domu.Ale nie wytrzymała i wyszła na dwór gdzie toczyliśmy rozmowy...by co nieco podsłyszec...krążyła z Amelką na rękach która widząc mnie jęczała jak kot w rui...a mnie flaki w brzuchu się wywracały...nie mogłam się skupic na rozmowie.Gabrysia natomiast co rusz podbiegała wieszając się na mnie i wypytując kiedy idziemy w końcu do domu...a mnie ciśnienie momentalnie rosło,a krew burzyła się w żyłach...Nie napiszę co wtedy myślałam w głowie i jakimi epitetami rzucałam...ale z pianą na gębie wróciłam na górę do nas.Scyzoryk w kieszeni się otwiera.Kargule i Pawlaki przy nas się chowają.
Wcześniej przyjechał z kolei facet od iniekcji-osuszania...przy rozmowie z nim...mój M.teściowa,teśc...wujek i"bajerant"-facet który skuwał nam tynki...trochę stuknięty lecz nieszkodliwy mieszkaniec naszej okolicy...i tylko mnie z dzieciakami i psem brakowało do kupy...zamieszanie z poplątaniem...
obłęd...mnie to niedługo wywiozą w kaftanie do tworków,bo tak jest codziennie...


Pomijając ten obłęd, skupiając się na efektach pracy fachowców remont posuwa się do przodu.Obecnie mamy skute tynki do cegły,a od poniedziałku wchodzi firma która będzie osuszac i odgrzybiac ściany...bo wiadomo dom stary,poniemiecki...
Elektryk umówiony...Panowie kładą podbitkę na dachu.Wszystko pięknie ładnie choc do efektu końcowego jeszcze bardzo daleko.

My trzy w domu i jest różnie.Np.dziś mnie wyjechały totalnie...nie jest tak na szczęście codziennie.W innym przypadku już dawno podciełabym sobie żyły.Dzis punktem zapalnym stała się znów moja teściowa która wdepnęła rano z wizytą...Rzadko do nas zachodzi ale z racji tego,że nie ma szwagierki i Nastusi kopnął nas ten zaszczyt.Gabka nie przezwyczajona,oszołomiona babciną wizytą tak się podekscytowała...tak się zaczęła popisywac...że nie mogła wychamowac...co doprowadziło do wrzenia...w ogóle nic do niej nie docierało...zwracanie uwagi,prośby i groźby jak ogłuchem o ścianę...Skończyło się nieprzyjemnym napadem furii u mnie i karą dla niej w postaci pozbawienia wolności do godziny 15.00...co znowu ją doprowadziło do furii...i było głośno.Żeby nie byc gorszą dołączyła do nas i Amlecia swym przenikliwym rykiem wtórowała nam bardzo efektownie...
Potem dla relaksu nadszarpniętego słuchu...był spacer do sklepu,i zabawa z ostatnio ulubionym sąsiadem Kubą...rówieśnikiem starszej siostry.Od czasu gdy Naścia wyjechała bardzo dobrze się dogadują.

I tak sobie ostatnio żyjemy...sielanka...



piątek, 10 sierpnia 2012

Ryk

ciągły,nieustanny ryk maleństwa...
Lekarz.Bo myślałam,że uszy.Ale jest ok.Zębiska atakują,6 na raz wyrzyna się i boli,rozsadza jej głowę.Dziąsła czerwone.Opuchnięte.Przeciwbólowe leki w użyciu.Dodatkowo na noc uspakające...smarowanie żelem,dentoseptem...
Istna rzeź...Poza tym nic nie je.Tylko cyc...
Z cudownego i wesołego dzieciaczka zrobił się wyjący potwór-terrorsysta...Ja wiem że ją boli no wiem...ale jej ryk jest nie do zniesienia...i nic nie pomaga.
Chyba se amputuje uszy.

wtorek, 7 sierpnia 2012

Bajzel wszędobylski

 duży pokój


 pokój Gabi



kuchnia

Siedzimy w słoikach




Stan na dziś:

kiszone-30
konserwowe-10
cukinia konserwowa-10
sałatki-36
miód-15
sok z czerwonej porzeczki-24
sok z pokrzywy-20
sok z agrestu-15
sok z czereśni-5
sok z jagód-5

Gabi




Remot



Sarna


Po dobrych paru latach bycia blondynką...przyszedł czas na zmianę.Kolor Sarni.Podoba mi się.

Jura Park-Krasiejów



































Poniedziałkowy wypad rodzinny na trzy auta.Super miejsce,dla dzieciaków raj-park dinozaurów.

Jak dla mnie pogoda nieco dokuczała bo 30 stopni w cieniu było.No i podróż...z dziemi bynajmniej moimi w dzień to istna rzeź...mały wyjec wył...ja na autostradzie wepchana między jednym,a drugim fotelikiem z tyłu z cycem na wierzchu próbowałam wyciszyc malucha...na szczęście skutecznie.
W drodze powrotnej na dokładkę do cycowej wywieszki dołączyło zakładanie starszaczce pieluchy...i namawianie by się doń wysikała...bo nie chcieliśmy się już zatrzymywac.Po wielkich oporach spełniła moje prośby...