wtorek, 6 listopada 2012

Dycham

ledwo...wyjechana jak bezpiecznik,powiem może nie ładnie ale co tam zap...dol...równy...Czas się dłużył nieubłaganie...10 godzin stania na nogach.Było mi nie dobrze.Haft w tamtejszej łazience zaliczony...W domu,płacz...z emocji...z przeżywania tego wszystkiego...z braku siły...Obolała fizycznie i duchowo...zjechałam nad ranem...Teściowa czekała na mnie...wzruszyła,że się mną przejęła...Na górze cisza...dzieci spały z M.w dużym pokoju...weszłam do nich po cichu i wtuliłam się koło starszej...łza pociekła po policzku...było mi tak dobrze...choc krótko bo godzinka i pobudka bo dziecia do przedszkola trzeba było odstawic...
Udało mi się przespac 3 godzinki.Wstałam trzęsąc się jak osika.w oczach piach...Gdy delirka minęła rozum mi wrócił i zdrowy rozsądek.
Nie jest lekko...ale dam radę...a jak nie dam to też dramatu nie będzie.Ale spróbuje...Wszystko zawsze tak przeżywam...mocno...intensywnie,ze łzami w tle,każdą zmianę i tę dobrą i złą...Potrzebuje czasu by się przezwyczic do nowej sytuacji i tyle.Wypracowac jakiś system...
Poza tym ja narzekaczka...tęsknie za dziecmi...za nocą z nimi...mam poczucie jakiejś winy...wobec właśnie ich...nie jest mi z tym dobrze.Ale wiem,że taka sytuacja mnie nie ominie,czy teraz czy później po tym względem nigdy dobrego momentu na pracę nie będzie...Ciężko jest pogodzic wychowanie dzieci z życiem zawodowym...ze znalezieniem czasu i siły na wszystko,a zwłaszcza dla nich...
Za wysoko chyba stawiam sobie poprzeczkę...

1 komentarz:

  1. To prawda...jest ciężko, a poza tym nie ukrywajmy,że my kobity idąc do pracy dokładamy sobie tylko kolejny obowiązek...wcześniejsze i tak musimy wykonać...mimo wszystko trzymam kciuki, bo taka "odskocznia" czasem jest potrzebna żeby nie oszaleć i nie "pozabijać" własnych dzieciorków i męża :)

    OdpowiedzUsuń