sobota, 20 października 2012

6.30

Godzina 6.30.Sobota.
Ojciec wchodzi do pokoju...budzi młodszą...starsza już dawno na nogach...Ja piana na gębie.Gorzej niż w powszedni dzień.Jeszcze człowiek dobrze oczu nie otworzy,a już czuje wkurwienie...i myśl o całym takim dniu dobrowadza do paniki i szału.Czasem mam dośc swojej rodziny.I to uczucie jest z drugiej strony straszne.I wstyd mi nawet,że tak myślę ale tak po prostu jest...
A może to we mnie tkwi problem?może to ja nie nadaje się do życie w rodzinie...Nie wiem.
Poranek z koszmarów...zakończony wybuchem bomby-czyli mnie...
Po dzisiejszym poranku wiem na pewno,że nie chce miec nocki w piątek...bo złudna jest przekonanie,że jak w sobotę jest M.to se odeśpię...

3 komentarze:

  1. Nie znam nikogo, kto nie miałby dość swojej rodziny, choćby czasami ;)
    A pozbawianie snu jest jedną z najstarszych i najskuteczniejszych tortur, Nie mam pojęcia czemu matkom wmawia się, że powinny się z tego cieszyć albo ewentualnie znosić ze stoickim spokojem. Człowiek jest tylko człowiekiem i ograniczoną wytrzymałość ma.

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tak, znam to. U nas jest dokładnie tak samo. A ja jak wstanę równo z młodszym to mam zjebany dzień, nie jestem w stanie niczego rano ogarnąć, kawy w spokoju wypić. Generalnie weekendów nie lubię. Mam jakieś tam oczekiwanie (że odpocznę) a wszystkiego jest więcej:brudu, gotowania, sprzątani, hałasu... W tygodniu jakoś lepiej mi idzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie.Syf,kiła,i malaria a na dodatek jazgot jak w zoo.Poza tym dziś stwierdziłam,że w moim domu jest istna produkcja śmieci,2 wory dziennie.I te gary...non stop w zlewie...non stop mycie.Niestety zmywarki brak.Chyba pierwszą pensję zainwestuje w takowy sprzęt:)

    OdpowiedzUsuń