piątek, 24 sierpnia 2012

Kilka słów z zza światów

Tak się czuje...jakbym był i nie była,tyle się dzieje,a ja nie nadążam...nie ogarniam nie mam kontroli nad niczym...brak czasu by usiąśc na chwile i wszystko opisac...brak słów...weny także.Jestem zmęczona...udręczona ludźmi,dziecmi i całym tym bałaganem.

Remont gna do przodu i właściwie on mnie męczy najmniej...Wiedziałam na co się piszemy,i nic mnie zupełnie nie zaskoczyło.Jednakże ludzie wokoło...ten haos rodzinny doprowadza mnie do obłędu.Mam czasami wrażenie,nie obrażając mego m.że mieszkam z rodziną"klownów"...bo to co się nie raz dzieje to istny cyrk...w którym ja nie chce uczestniczyc a jednak muszę...Sto tysięcy doradców,uszów i tych co za plecami stoją i zawsze wiedza lepiej...i tych którzy liczą nasze pieniądzę...patrzą nam na ręce.Wariatkowo...
Wczoraj był elektryk ,dośc późno...teściowa miała zając się dziecmi.W domu.Ale nie wytrzymała i wyszła na dwór gdzie toczyliśmy rozmowy...by co nieco podsłyszec...krążyła z Amelką na rękach która widząc mnie jęczała jak kot w rui...a mnie flaki w brzuchu się wywracały...nie mogłam się skupic na rozmowie.Gabrysia natomiast co rusz podbiegała wieszając się na mnie i wypytując kiedy idziemy w końcu do domu...a mnie ciśnienie momentalnie rosło,a krew burzyła się w żyłach...Nie napiszę co wtedy myślałam w głowie i jakimi epitetami rzucałam...ale z pianą na gębie wróciłam na górę do nas.Scyzoryk w kieszeni się otwiera.Kargule i Pawlaki przy nas się chowają.
Wcześniej przyjechał z kolei facet od iniekcji-osuszania...przy rozmowie z nim...mój M.teściowa,teśc...wujek i"bajerant"-facet który skuwał nam tynki...trochę stuknięty lecz nieszkodliwy mieszkaniec naszej okolicy...i tylko mnie z dzieciakami i psem brakowało do kupy...zamieszanie z poplątaniem...
obłęd...mnie to niedługo wywiozą w kaftanie do tworków,bo tak jest codziennie...


Pomijając ten obłęd, skupiając się na efektach pracy fachowców remont posuwa się do przodu.Obecnie mamy skute tynki do cegły,a od poniedziałku wchodzi firma która będzie osuszac i odgrzybiac ściany...bo wiadomo dom stary,poniemiecki...
Elektryk umówiony...Panowie kładą podbitkę na dachu.Wszystko pięknie ładnie choc do efektu końcowego jeszcze bardzo daleko.

My trzy w domu i jest różnie.Np.dziś mnie wyjechały totalnie...nie jest tak na szczęście codziennie.W innym przypadku już dawno podciełabym sobie żyły.Dzis punktem zapalnym stała się znów moja teściowa która wdepnęła rano z wizytą...Rzadko do nas zachodzi ale z racji tego,że nie ma szwagierki i Nastusi kopnął nas ten zaszczyt.Gabka nie przezwyczajona,oszołomiona babciną wizytą tak się podekscytowała...tak się zaczęła popisywac...że nie mogła wychamowac...co doprowadziło do wrzenia...w ogóle nic do niej nie docierało...zwracanie uwagi,prośby i groźby jak ogłuchem o ścianę...Skończyło się nieprzyjemnym napadem furii u mnie i karą dla niej w postaci pozbawienia wolności do godziny 15.00...co znowu ją doprowadziło do furii...i było głośno.Żeby nie byc gorszą dołączyła do nas i Amlecia swym przenikliwym rykiem wtórowała nam bardzo efektownie...
Potem dla relaksu nadszarpniętego słuchu...był spacer do sklepu,i zabawa z ostatnio ulubionym sąsiadem Kubą...rówieśnikiem starszej siostry.Od czasu gdy Naścia wyjechała bardzo dobrze się dogadują.

I tak sobie ostatnio żyjemy...sielanka...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz