sobota, 9 czerwca 2012

Błotem zbrukana

Sobota...znów same.Małżonek wybył okrakiem na montaż.Uraz krocza nadal doskwiera ale najgorsze już za nami.Poranek nawet znośny...starszaczka współpracowała bez oporów...
Gotowanie...mycie garów...nawet ciasto mi się udało upiec...Zaskoczył mnie ten ogólny spokój...ale nie uśpił czujności...Potem dwór...i sprzątanie któremu końca nie ma...
Syzyfowa praca...W pokoju Gabki jakby bomba wybuchła...wszędzie te zabawki...wszędzie ciapy na podłodze...ech...
Wyszłyśmy na dwór zrelaksowac się...no i się oberwało mi...Bo nie pozoliłam łopatą taplac się w błocie...
Siła sugestii...a później czynów...
Gabrysia:ale prosze...
Ja:nie....
Gabrysia:ale mamo dwa razy...
Ja:nie!
Gabrysia:ale raz...
Ja:nie!!!(zdecydowanie)
na to ryk...wygięcie w łuk....zamach...i brud z łopaty prosto na mnie...bluzka,włosy...spodenki...
No nie!!!NO NIE!pomyślałam.Smarkata...jedna...
Zabrałam łopatę,dziec mi się uwiesił na ręce...płacz,lament...ryk....
Mówię:prosze się zastanowic co zrobiłas!przemyśl i przeproś!JA czekam...
małolata obrażona powędrowała w stronę drabinek...burcząc coś pod nosem...tam zaczęła swój lamęnt...
Ja chce łopatkę....ja chcę łopatke.....łaaaaaaaaaaaa!!!nie lubię mamy....
Ja niewzruszona...już się przezwyczaiłam...
Chwile to trwało zanim przyszła z jękiem i wycisnęła z siebie słowo przepraszam...
Masakra jakaś...te jej napady mnie osłabiają...Za każdym razem kiedy coś nie idzie po jej myśli,albo kiedy nie jest"pierwsza"...robi aferę...Tłumaczę raz po raz...że nie zawsze będzie tak jak chcesz,że to nie jest najważniejsze by byc pierwszym,że czasem warto poczekac,trzeba ustąpic...że liczy się dobra zabawa,a nie zawsze rywalizacja...Ale jeszcze to do niej nie trafia.Jeszcze nie.No cóż.Mam nadzieje,że w końcu zrozumie...
Dziś popruła w stronę piachu...a mi ulżyło pomyślałam:idź i ryj...w piachu...dziecino,tam się wyrzyj,a nie na mnie!Ze strony Gabrysi nastał spokój...grzecznie bawiła się z dziecmi.
Zaczęła Amelka...żeby matka czasem se nie usiadła...
miałczy...jojczy...wszystko jej źle...Trzeba na rękach dyndac,pokazywac...dreptac trzymając za rączki bo parówczka juz kroczy pomału.
Ale nudy...nie tak...tak też nie....już nie wiedziałam co z nią zrobic...posadziłam na stole do pinponga,bo takowy betonowy mamy na placu zabaw..dałam jej cztery kefiry w plastikowych butelkach do zabawy i to był mój błąd.Nagle jedna z butelek skaturlała się ze stołu,jak nie rąbnie...a jak nie chluśnie na mnie...
jak nie błotem to człowiek kefirem po pysku dostanie...Co za życie!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz