sobota, 26 maja 2012

Wypadek

Zastanawiam się kiedy minie ta zła passa...Ciągle nas coś dopada...
Tym razem chodzi o A.
W skrócie.Wypadek w pracy.
Przy cięciu na pile pilśnia odskoczyła i z dużą prędkością  i uderzyła go w krocze...Gdy stanął w drzwiach domu o 9.30...od razy wiedziałam,że coś się stało.
Dobrze,że mu nic nie oderwało.Ból...stres...sto tysięcy telefonów...płacz teściowej,pogotowie...Kierunek szpital m.Marciniaka.ciarki mi przeszły po plecach bo nie lubię"go",mam złe skojarzenia...mama-Gabrysia...ale jedziemy.Ja z sercem na ramieniu...Tam wszystko do mnie wraca.Ten sam korytarz,ta sama pogoda,sanitariusze...nawet ci sami i miesiąc ten sam...co w przypadku Gabryni.
2 godziny czekania w kolejce,tylko po to by usłyszec,że to nie ten oddział i trzeba jechac gdzie indziej...Zaznaczam,że przed jazdą,dzwoniłam na 999 wyjaśniając sytuacje i tak nas pokierowano.
W ogóle jakiś cyrk,lekarz zamykający gabinet na pół godziny-bo przerwa śniadaniowa...gdzie ludzie czekają ze złamaniami i w bólu na przyjęcie...nikt go nie zmieni...tylko klucz w drzwi i laba....pielęgniarka oznajmia-musicie byc państwo cierpliwi....że jak???Brak słów.
Na korytarzu półmrok...szaro brudno-brzydko...tylko gdy drzwi pokoju lekarskiego się otwierają jasnośc bije po oczach.Dwa różne światy.I tak chyba jest w rzeczywistości.
Kierunek szpital wojskowy.
W międzyczasie"Tam"zrobiło się już fioletowo...Krwiak...Stres okropny...Ciężko było się skupic na drodze.Ja prowadziłam.
Trafiliśmy.Na szczęście na oddziale urologii przyjęto nas od razu,zrobiono usg po którym z ulgą przyjęliśmy informacje,że nic nie pękło...Wszystko jest na swoim miejscu.Antybiotyk przepisany.Teraz tylko czas...i odpoczynek.ufff.

Na marginesie...
Amelia gile do pasa.W nocy pobudka co piętnaście minut.Ząb w drodze.
Gabrysia znów histeria...pyskowanie...Wczoraj akcja na placu zabaw...Poszło o lizaka...którego już nie chciała,oddała...a ciotka Kasia zjadła.Nie docierały tłumaczenia.Ryk...leżenie na piachu...walenie nogami...bo chciała go teraz już natychmiast..A na koniec sypnięcie piachem we mnie i młodszą.Zagotowałam się.Chwyciłam za rękę wskazałam kierunek-dom,z wielkim trudem opanowałam się przed bardziej sugestywnym wymierzeniem kary.Z płaczem powędrowała do domu...
Nie wiem jak ja mam z tym walczyc jak reagowac...Staram się...panowac nad sobą...staram się tłumaczyc...


1 komentarz: